sobota, 16 kwietnia 2011

White Rower

Wczoraj było krakowskie muralotto, dziś radosny Wrocław.

Na zdjęciu tego nie widać, a sprawa jest prosta. Oto pierwotne 'white power', za pomocą krótkiego zabiegu przerobione w to co widać. Jedna nóżka, a ile radości.

Aha, dodam tylko, że to przy ulicy Hubskiej, niemal vis-a-vis Madnessu.

piątek, 15 kwietnia 2011

Kraków - muralotto

Zgodnie z obietnicami, coś z Krakowa na szybko. Taka oto sympatyczna adaptacja paru plam.

Zmiany

Rozpieszczam was. Nie mówcie, że nie. Do tej pory, głównie przez moją beztroskę (widziałem to słowo pisane przez 's', powiadam wam, pro, bestroska, trochę jak z bestiariusza bestia) raczyłem was postami z wieloma zdjęciami na raz. Koniec z tym. Kilka fot będzie wpadać od czasu do czasu. Od dziś będzie wpadać mniej na raz, ale za to jako tako regularnie. Miejcie zabawę, róbcie swój dzień i trzymajcie troskę.



Fasada jednego z budynków przy ulicy Gajowej jest udekorowana właśnie tak. Dodam, że jest to ekspozycja czasowa.

wtorek, 12 kwietnia 2011

John Paul the Second, Papież i inne zachody

Od kiedy obok Hotelu Orbis wyrosło ogrodzenie, w przejściu między ulicami Gwiaździstą a Powstańców wieczorami panuje intymna, cicha atmosfera. Idziecie sobie dodatkowo zacienieni krzaczorami, patrzycie w kierunku Sky Tower i nagle... bang!


Z tego oto miejsca, bo niektórzy mogą nie pamiętać, w roku 1997 przemawiał do ludu Wrocławia. Okoliczni mieszkańcy pamiętają mu to do dziś, jak widać. W tle widać wspaniale wyrastające, ponure jak grób Sky Tower, które z bliska wygląda mniej więcej tak:

Jest to ujęcie nie za proste, ale widać, co trzeba, mianowicie dźwig o imieniu 6.

Dla utrzymania ciągłości dorzucam bonusowo cepeliowo-festyniarskie ujęcie zachodu słońca kładącego swój blask i cień na gwiazdach naszej miejskiej architektury, czyli Sky Tower wspomnianym już wcześniej oraz obleganym przez pół województwa Aquaparku.

Trójkąt Bermudzki, część 1

Na ulicy Świstackiego znajduje się słynne liceum ogólnokształcące, z numerem 4 bodajże. Może teraz jest już mniej słynne, tego nie wiem, za moich czasów jeszcze było. To natomiast zdjęcie zostało wykonane na ulicy Brzeskiej:


Niech nikt nie zrozumie mnie źle - okolice Kościuszki, Pułaskiego i Traugutta to prawdziwa perła architektoniczna. Interesujące fasady, wiele zakamarów. I choć po powodzi klimat Trójkąta Bermudzkiego jakby zelżał, to pamiętam, jak na Brzeskiej właśnie byłem świadkiem rozmaitych ludzkich misteriów o których, dla uczczenia spokoju myśli czytających nas pewnie pań, lepiej nie wspominać.

Okolica, niestety, nie należy do specjalnie zadbanych. Mimo bliskości terenów zielonych wszędzie walają się psie kupska. A jeśli na Brzeskiej niewiele się zmieniło, to nie tylko psich. Nie przez nieuwagę nie wspominam o sprzątaniu po psie. To nie te klimaty. Trójkąt prędzej spłynie szambem niż ktoś rękę do ekskrementu przyłoży. Te okolice to wyspy paradoksu. Obszary, gdzie wstręt do brudu idzie z nim w parze i to w pierwszym szeregu, za rękę, wyśpiewując sprośne piosenki.


Inne miejsce, ten sam obszar, ta sama historia. Przystanek, krzyżówka Kościuszki/Pułaskiego:

Rozpieprzone szyby. Przystanek nie nosi śladów potrącenia przez ciężarówkę czy nawet samochód osobowy. Komuś nie podpasowały szyby. Z jakiegoś powodu. Może to wrogi przystanek na wrogim terenie, może to nie lokalna ludność zemściła się za niedogodności transportu publicznego. Może. Może nie chodzi o niedogodności, może po prostu przystanek to element zbędny, niepotrzebny. To bym zrozumiał. Jeśli nie korzystasz z MPK to nie widzisz sensu jego egzystencji, ergo - nie jesteś związany z infrastrukturą i jej stan jest ci obojętny. Jak by nie było, przystanek dostał niezły wpierdol. Musiał nieźle się stawiać, skoro całkowicie nie znikł. Może zniknie, uprowadzony na jakieś ciemne podwórze, poszatkowany, wrzucony do wora i zrzucony na skup. Albo trzepnięty do Odry, Oławy, Zielonej albo, żeby nie budzić podejrzeń, Ślęzy.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Park Wschodni raz jeszcze. Plus peerelowskie murale

Pomyślałem, że to ładne, ciekawe i może niespecjalnie brawurowe, ale dość oryginalne. Żartuję. Ten domek za jakiś czas zniknie, a tak będzie na wieki wieków ament. Park Wschodni.

Siekanina gałęzi. Bardzo mocno wiało. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co to jest. Widać to z Parku Wschodniego, gdy się popatrzy na wschód.

Ulica Krakowska. DZBM Krzyki.

Ta sama ulica. Pasze dla dzieci. Odżywki. Trochę podrasowałem, żeby było widać cokolwiek.

A to jest, o ile się nie mylę, stara kotłownia. Mieści się w pobliżu terenów PKP, wejście od ulicy Paczkowskiej. Zaraz obok jest plac, na którym w niedziele od 6 do około 11 handluje się gołębiami, kurami, kogutami, perliczkami i innym pierzastym badziewiem. Przynajmniej do niedawna tak było. Miałem się tam dziś zerwać o świcie, ale ostatnie noce były szczególnie ciężkie i o porannych pobudkach mowy być nie mogło. Może za tydzień.

Trzewia miasta

Gdy oglądałem "Miasto ruin" miałem wrażenie, że patrzę na szkielet. Tak w moich oczach wyglądała Warszawa na rekonstrukcji. Nie wykluczam, że Wrocław musiał wyglądać podobnie. I o ile zburzone budynki mogły wyglądać jak wystające z ziemi gnaty, o tyle chcę wam tu teraz pokazać mięcho, gruz, padlinę, strzępy.

Las Rakowiecki. Rozrzucone, powojenne resztki miasta. Mnóstwo cegieł, tynku, kamienia, ceramiki, szkła. Teren przekopany, podziurawiony przez poszukiwaczy skarbów, amatorów złomu.

Na samym początku wita nas nagrobek Elise Sich.

Jakieś ozdobniki. Leżą i gniją. To może być cokolwiek skądkolwiek.

Podobnych butelek można znaleźć tony. Bez kopania. Leżą tu i ówdzie. Część z nich to odrzucona przez zbieraczy, bezwartościowa bo zniszczona materia.

To zdjęcie nie oddaje piękna krajobrazu. Wszędzie, dosłownie wszędzie są dołki. Dołek na dołku dołkiem dołek pogania. Niektóre z wykrotów są zdradliwe. Część potrafi się osunąć.

A teraz coś specjalnego, z tego samego miejsca:

To efekt około dwudziestominutowego spaceru po kwadracie 5/5 metrów. Bez kopania i rycia w ziemi. Wszystko na wierzchu. Buteleczki, kieliszki, ceramika, jakieś fragmenty pieców, stalowe pierdygałki. Potłuczone, pordzewiałe, skorodowane. Możliwe, że Las Rakowiecki kryje niejeden niewybuch, więc rycie w gruncie może być ryzykowne.

Inne inszości, czyli gruz i ruiny w formie wzgórz tak zwanych. Na pierwszy ogień Wzgórze PaFaWag:

Dwie ścieżki na szczyt i stok do zjazdów techniką i narzędziem dowolnym.

A tak wygląda z boczku.

Wzgórze Andersa, wcześniej Gomółki. Z jednego ze stoków wyłażą stare cegły, rzecz szczególnie upierdliwa podczas zjazdów na sankach. Na okolicznych drzewach dużo klimatycznej jemioły, po prawej zaczyna się ogrodzenie Aquaparku.

I wzgórze, na które nigdy się nie pchałem, czyli Wzgórze Gajowe.

Każde z tych miejsc może być szalenie interesujące jako źródło znalezisk i wiedzy o przedwojennym mieście i jego mieszkańcach. W Lesie Rakowieckim zdarza się natknąć na kości. Trudno mi ocenić czy ludzkie czy nie. Spore gnaty. Stawiałbym na kości udowe. Niektóre bardzo równo przerżnięte, te to raczej jakaś wołowinka. Ale bywają i inne.