piątek, 11 marca 2011

Korespondencja z Warszawy

Czyli murale, szablony, wlepki i wulgarne napisy.

Strasznie mnie dziś ciśnienie ciśnie

Z pamiętnika psychopaty

Rośnie sukinsyn konsekwentnie. Taki jest już duży


Dalej - to było kiedyś coś. Teraz została szubienica jeno.


A tak to wygląda na całej długości. Wszystko jest, jeno dachu nie ma.


A taka oto skromna chata stoi na dworcowej, wciśnięta między dwa potężniejsze i o wiele bardziej zdobne budynki.


Na ostatek popularny i znany mural o tematyce społecznej. Ładnie zaadaptowane szczątki po dawnym budynku. Ktoś miał głowę.

czwartek, 10 marca 2011

Manifa, Wrocław, 2011

Zapóźniona fotorelacja, ale nie miałem do tego serca. Przytłoczyły mnie poważniejsze sprawy, jak kwiatki, gruzy i bohomazy na ścianach.
To oczywiście żart. Tak na serio to przytłoczyło mnie lenistwo, bo zdjęć z wydarzenia wyszło jakieś 150, selekcja była długa i bolesna, do tego nie za bardzo skuteczna, jak mniemam. Modliłem się nad każdym usuniętym, pojęcia nie mam, kiedy wychodzi jak trzeba. Podobnie jest z kadrowaniem - każdy centymetr zdjęcia to długa rozkmina, czy aby na pewno usuwać, może to jest ten dobry fragment, a nie zły. Serio. fotografia to rzeź.
Parę słów o samym wydarzeniu. Miało miejsce w niedzielę. Jak na niedzielne popołudnie, ludność nie dopisała. Można się tylko domyślać przyczyn. Pierwsza teza - kobiety Wrocławia nie są zainteresowane problematyką poruszaną podczas manifestacji. Druga teza - kobiety Wrocławia nie wiedzą o czym traktuje manifestacja. Trzecia teza - kobiety Wrocławia nie miały pojęcia o samej manifestacji, bo zawiódł dział propagandy. Czwarta teza - tego dnia i o tej porze miały miejsce sprawy pilniejsze niż walka o ideały równości. Piąta teza - wrocławianie twardo trzymają swoje baby krótką ręką acz silną i mowy o udziale w zdarzeniu nie było.

W zasadzie nic wielkiego. Trochę krzyku, buczenia i klaskania, runda po rynku, czerwone kartki dla prominentów. Zera zadym i awantur. Ktoś tam miał tylko żal do policji, że nie rejestruje wydarzenia. Nie do końca wiem, czy to zastrzeżenia zasadne czy nie. Tłum zachowywał się spokojnie, skupiając się na swojej roli i ignorując widzów. Ogólnie nudy, ale chyba tak jest lepiej. Po krew i dramat zapraszam do Libii.

To by było tyle wstępu, pora postawić kreskę, żeby nie wchodzić w obszary związane z koniecznością wprowadzania parytetów. Zdjęcia:

Roślinność

Takie tam dzisiaj pierdu pierdu z doniczki.






Jeśli ktoś wie, czym jest to, co posiadam, to chętnie się dowiem.

środa, 9 marca 2011

Zrzut 2, czyli zwłoki miasta plus stare badziewia.

Było nieciekawie.


Mordy z Przejścia Oławskiego. Całkiem niezłe. Zdecydowanie lepsze niż martwa, brudna ściana.

Ciekawiej jest w rejonie Franciszkańskiej i św. Doroty. Zagłębie gruzu, śmieci, parking samochodowy i mnóstwo resztek. Tak to wygląda:




Tutaj ostały się jakieś pozostałości po, prawdopodobnie, bramach.




A tak to wygląda z lekkiego oddalenia. Pięknie wtapia się w stojący w tle kościół:




Natomiast z drugiej strony oglądane wygląda mniej więcej tak:




Tak ładne, że aż się wyć chce. Dalej jest ciąg dalszy ulicy św. Doroty i szczątki po dawnym lokalu rozrywkowym, tymczasowo świecącym pustkami i kratami. Plus mocz. Mocz musi być wszędzie tam, gdzie nie ma nic. Prosty stąd wniosek, że im mniej czegoś tym więcej moczu.




I choć lubię to miejsce, to nie ma się tam po co zapuszczać. Pustka.


Dalej mamy zakamary na Kazimierza, nie powiem gdzie, ale jak sobie postanowicie poszperać, to znajdziecie tam, uwaga, stary bank, w tej chwili pusty, o ile miejscowi nie kłamią. Z jednej strony szkoda, z drugiej nic dziwnego, lokalizacja beznadziejna, budynek otoczony ze wszystkich stron, przytłoczony aż niemiło. Uwaga, lecą fragmenty, bo nawet nie miałem jak objąć. Może się kiedyś nauczę dobrego obejmowania, tymczasem musi być tak jak jest:




I tutaj kroiłem fajny opis, ale coś mi się niechcący odświeżyło i znikł. A więc klasyczny przykład niezborności, jakiej w tym mieście wiele: część fasady odpicowana (powiedzmy, że odpicowana), reszta wieje wujem:

 

poniedziałek, 7 marca 2011

Zrzut 1, czyli pożar, menele, seks i przemoc

Na dzień dobry drzewo. Ładne.





I inne drzewo





Kafelky


Budynek nieopodal szpitala kolejowego. Gdyby istniał bóg, ktoś by to przejął i urządził jakiś przyjemny lokal użyteczności publiczno-artystycznej, ale pewnie jest za daleko od centrum. Na sklep szkoda, na mieszkania pewnie się nie nada. Poczekamy, aż zdechnie albo go rozbiorą na chlewiki




I pogorzelisko. Gdy przechodziłem obok, straż pożarna akurat się ewakuowała. To plac, a raczej przestrzeń naprzeciwko cmentarza żydowskiego, ulica Sztabowa. Nieopodal stacja benzynowa. Teren najwyraźniej niczyj, bo chlew wyciąga swe macki aż na skraj jezdni. Prawdopodobnie pozostanie niczyj do momentu, gdy pojawi się jakaś babina z okolicznych działek sprzedawać czosnek i cebulę. Wtedy najpewniej dzielny właściciel pojawi się w trymiga, żeby przegonić albo wziąć w łapę. Do porządku mu się natomiast nie pali, za to palą się rozniecane przez bezdomnych ogniska. Płonie wszystko: śmieci, opony, drewno, szkło, butelki z rozpuszczalnikiem, choć te ostatnie raczej doustne znajdują zastosowanie. Oto obrazki. Podziwiajcie ile wlezie. Polecam też się przejść. Folklor i sielanka.